Marcin Zydorowicz, członek PO, mając 33 lata powołany został na stanowisko wojewody zachodniopomorskiego w listopadzie 2007 r. Poprzednio, niespełna rok był dyrektorem Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego. Pracował też w Zachodniopomorskim Oddziale NFZ. Mimo braku doświadczenia otrzymał rekomendację partyjną na stanowisko wojewody za czasów szefowania w PO Sławomira Nitrasa.
W czwartek 27 lutego dość niespodziewanie minister administracji i cyfryzacji w drugim rządzie Donalda Tuska, Rafał Trzaskowski poinformował, że w związku z przeglądem wojewodów czwórka z nich podała się do dymisji z: dolnośląskiego, lubelskiego, śląskiego i zachodniopomorskiego. Premier Tusk na konferencji prasowej przedstawił swoją opinię w tej sprawie: „Bardzo nam zależy z ministrem Trzaskowskim, żeby nie było interpretacji, że wojewodowie zostali zdymisjonowani, bo to byłaby nieprawda. Są to różne przypadki, ale żaden z nich nie jest czerwoną kartką”. Natomiast odwołany wojewoda zachodniopomorski Marcin Zydorowicz poinformował, także w czwartek, że „zrezygnował ze stanowiska z przyczyn osobistych”. Już od kilku miesięcy prosił o zgodę na odejście z urzędu. Zaskoczyło mnie kilka uwag byłego wojewody: „Nie można być wojewodą na pół etatu. Trzeba być nim zawsze i na sto procent”. W przypadku tak ważnych dla Państwa stanowisk dobrze by było aby decydenci zechcieli poinformować opinię publiczną w sposób rzetelny tzn. aby powiedzieli prawdę, nawet jeżeli jest to bolesna prawda. Zupełnie czymś innym jest odwołanie, jak podał minister Trzaskowski „w związku z przeglądem wojewodów” a zupełnie czymś innym jest „rezygnacja ze stanowiska z przyczyn osobistych” jak to ogłosił Marcin Zydorowicz. Zastanawiam się też nad tym co może oznaczać określenie użyte przez Zydorowicza „praca na pół etatu”. Myślę, że praca na pół etatu a płaca pewnie za cały …
Być może w PO mamy nową modę, aby notabli usadowionych na wysokich stanowiskach odwoływać gremialnie, a co najmniej grupowo. Jakie są rzeczywiste przyczyny tak jednomyślnej postawy wobec dotąd nienaruszalnych i wręcz niezatapialnych urzędników rodem z PO. Nie słychać, aby było to pokłosie działania służb specjalnych. Odsunięci w polityczny niebyt Grzegorz Schetyna, Joanna Mucha, Sławomir Nitras czy Tomasz Tomczykiewicz być może pociągnęli ich w niebyt, a ci zapewne pociągną następnych.
Nie żałuję wojewody Zydorowicza. Już w 2009 żądano jego odwołania ze stanowiska wojewody. Poszło o pieniądze na rozbudowę białogardzkiego szpitala powiatowego. Wojewoda Marcin Zydorowicz odmówił przekazania szpitalowi 30 milionów złotych wcześniej przyznanych już temu szpitalowi przez Ministerstwo Zdrowia. Wojewoda miał jedynie fizycznie przekazać te środki Powiatowi Białogard. Decyzja ta odbija się nadal swoistą „czkawką” dla losów tego szpitala. Lokalnej pikanterii tej sprawie nadaje fakt niezrozumiałej aby nie powiedzieć dosadniej, nierozumnej aktywności białogardzkiej PO w kreowaniu czarnych barw dotyczących przyszłości w sumie dobrego szpitala. Szpitala, w którym pracuje wielu świetnych lekarzy. Panie i panowie z PO, mieszkańcy powiatu białogardzkiego będą wam to pamiętali. Niewątpliwie decyzja Zydorowicza to był cios w cały region.
W 2011 roku zarzucono wojewodzie, iż nie podjął żadnych działań, aby rozwiązać problem utrzymania starej krajowej drogi - trójki. Nie dość, że wojewoda w tej kuriozalnej sprawie nie zrobił nic, to jeszcze zagroził, iż doprowadzi do odwołania ze stanowisk samorządowców z gmin, przez które przechodzi stara droga nr 3. Samorządowcy ci z powodu braku środków finansowych nie godzili się na przekazanie im we władanie tej drogi. Dzisiaj to oni mają jednak tę drogę, ale zimą nie radzę tamtędy jechać. Urzędnicy a więc także i wojewoda mają rozwiązywać problemy mieszkańców, a nie ich straszyć pismami.
Kilkuset zachodniopomorskich rolników protestujących pod koniec stycznia pod siedzibą wojewody na Wałach Chrobrego pod Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie zapowiadało złożenie wniosku do premiera o odwołanie wojewody zachodniopomorskiego. Postulaty rolników, ich zdaniem, odbijają się jak groch o ścianę.
Wyjątkową niekompetencją popisał się były wojewoda w sprawie sytuacji w Dąbkach. Tamtejszy wójt pomylił ideę samorządności z samo rządzeniem się na swoich włościach. Zaplanował prywatyzację całej gminnej oświaty a wojewoda patrzył na to przez przysłowiowe palce. Niepodejmowanie przez wojewodę decyzji było co najmniej szkodliwe. Widoczny jest brak skutecznych działań wojewody w sytuacji nagminnego łamania zasad przez wójta. Dotyczy to także wiatraków oraz ich lokalizacji w pobliżu obiektów mieszkalnych.
Również i w sprawie, którą nazwałem „kannibalizmem kulturowym” dotyczącej zbiorowego upłynnienia przez marszałka województwa zachodniopomorskiego wielu bibliotek pedagogicznych, ten NASZ wojewoda także nie zrobił nic.
Mimo, że wojewoda tylko raz nie podpisał przelewu na 30 mln złotych, a w wielu istotnych sprawach nie zrobił nic lub był mało skuteczny to ja nadal nie wierzę w zbiorowe odwołanie wojewodów z przyczyn osobistych. Podstawy do dania "czerwonej kartki", jak widać były. Nie żałuję tego wojewody.
Jerzy Kotlęga
Wiceprzewodniczący Sejmiku Zachodniopomorskiego
wieloletni kurator oświaty