Dzi jest pitek, 19 kwietnia 2024 roku
Imieniny obchodzi: Adolf, Tymon, Wodzimierz, Konrad, Leon, Leonia, Tytus

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul

PRACA    OGŁOSZENIA    

REKLAMA

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul:
O TYM JAK FIAT ZABIŁ 500-KĘ

Niewielu z was pewnie pamięta jak wyglądał Fiat 500 z początków produkcji, w latach 50-tych. Ja w tych czasach jeszcze nie byłem w planach. Ba! Moi rodzice też dopiero po podłodze na czworaka pełzali. Ale pamiętam, że gdy zaczynałem interesować się motoryzacją spodobało mi się to małe autko. I nic dziwnego, bo to przecież cholerny klasyk. Jeśli chodzi o auta klasyczne to Fiata 500 można na jednym wydechu wyrzucić z siebie obok takich motoryzacyjnych sław jak Lamborghini Diablo, Aston Martin DB5, Alfa Romeo GTV itp. Oczywiście wszystkim malkontentom pragnę dodać, że nie mówię w tej chwili o mocy czy przeznaczeniu tych aut. Chodzi mi jeno o to, że są to stare auta klasyczne, które zawsze na ulicy powodują lekki ścisk w żołądku. Są piękne. Każde z tych aut na przestrzeni lat zawsze powodowało takie same reakcje. I zawsze był to zachwyt. Czy ktokolwiek z was, kto zobaczył Alfę powiedział: ło Jezus, ale złom, ale szajs! To samo dotyczy starego Fiata 500. Klasyk. Piękne auto. Wdzięczny temat na felieton. I właśnie tematem dzisiejszego felietonu będzie Fiat 500. Ale ten współczesny. I większy, w wersji L.

Gdy zobaczyłem nowoczesną pięćsetkę, jeszcze w tej normalnej wersji, byłem zachwycony. A w nocy nie mogłem spać. Nowe wejrzenie auta wyglądało po prostu super. Ludziom którzy go stworzyli, udało się pod maską nowoczesności, przemycić ducha dawnej pięćsetki. Owacje na stojąco, proszę. Auto wyglądało bosko, prowadziło się całkiem fajnie a podkręcone, w wersji Abarth, potrafiło na drodze więcej niż niejeden większy kolega. Świat zwariował na punkcie małego Fiata i nie ma się co dziwić. Skoro BMW swojego czasu odświeżyło legendę w postaci Mini, tak włosi mogli zrobić z 500-tką. Udało im się to auto. Udało.

Niestety jakiś czas potem, jakiś głupek, na jakimś spotkaniu rady rzucił pomysł by powiększyć małego Fiacika. Ale żeby choć zrobili to z głową. Nie. Podłączyli do rury wydechowej pompkę do pompowania piłek i nadmuchali to autko poza granice przyzwoitości. Nie mogli chyba bardziej strzelić sobie w nogę. Owszem, a reklamach i zdjęciach auto wygląda nawet sympatycznie. I ma czworo drzwi. Wow! Niestety w zderzeniu z rzeczywistością wow zamienia się w łuuuuu….. Fiat 500 L wygląda dramatycznie źle. Zupełnie stracił ducha swoich przodków. Wygląda teraz jak „jakieś” auto. Równie dobrze można by mu plasnąć znaczek jakiejś koreańskiej marki i nikt by się nie zorientował. Prawdę mówiąc, gdy zobaczyłem go pierwszy raz na żywo, miałem wrażenie, że patrzę na chińską podróbkę. Tak, wiem, że swojego czasu podobny ruch wykonało BMW ze swoim Mini. Ale jeśli mam być szczery to napompowane Mini również nie dorasta do pięt swojemu mniejszemu braciszkowi. I nie, nie zgadzam się z tymi którzy mówią, że jednak jakiegoś ducha włosi tchnęli w L-kę. Jedynego ducha jakiego mogli tchnąć to duch chciwości. Nie jestem w stanie pojąć co producent chciał osiągnąć.

Wzięli płytę podłogową z Punto, a w rozdmuchane, jako się rzekło wnętrze wsypali łopatami części od Pandy. Wiem, że w naszych czasach tak właśnie się robi. Auta dzielą części ze sobą i nie widzę w tym nic złego. Zaczynam zauważać dopiero czarne barwy takich zachowań, gdy w ten sposób zabija się ducha klasycznych aut. Fiat 500 jest małym, zgrabnym i bardzo ładnym wnukiem pięćsetki z lat 50-tych. Fiat 500 L już taki nie jest. Tak naprawdę nie wiem kto chciałby móc kupić takie auto. Różnica cenowa między 500 L a Punto, od którego pożyczono płytę podłogową wynosi około 1000 złotych. W to miejsce w Punto dostaniecie o 30 KM silniejszą jednostkę napędową i styl którego zabrakło napompowanej pięćsetce. Nie zagłębiając się w dane techniczne, już najpierwszy rzut oka, średnio inteligentny szympans powie, że Punto i 500 L maja podobną wielkość i masę. Więc te 30 koników mechanicznych pod maską Punto, jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.

Jazda pięćsetką L, nie różni się od jazdy Pandą. Podobne realne przyspieszenia, podobne prędkości maksymalne. Podobna zrywność spod świateł. Owszem, można dokopać się do jakiejś radości z jazdy, ale, szału nie ma. Miałem okazję pod nogą dociskać pedał gazu podstawowej jednostki napędowej i jakoś miażdżącego wrażenia na mnie nie zrobiła. Auto jak każde inne. Owszem jeśli chodzi o wnętrze to włosi się postarali. Spodobało mi się samo bycie w środku tego auta. Siedzi się dość wysoko jak na tę klasę aut i muszę przyznać, wygodnie. I owszem jest odpowiednia ilość schowków i wszystko to jest zmontowane w dość solidny sposób, ale pytam się, co z tego? Nadal nie widzę sensu w kupowaniu tego auta.

Jeśli będę chciał mieć ładne stylowe autko, z duszą, to kupię Fiata 500. Albo MiniOne. Jeśli potrzebuję auta z czteroma otworami drzwiowymi, sięgnę po klasę wyżej. Sięgnę po Punto. Albo po Corsę. Albo po cokolwiek co ma 4 drzwi i nie poraża ceną. Rozmawiałem z kilkoma osobami i każdy powiedział to samo. Po co przepłacać za auto które próbuje wybić się na sławie swojego dziadka, a z którym to dziadkiem nie ma już praktycznie nic wspólnego? To tak jakbym miał ochotę na posłuchanie The Rolling Stones, ale włączył sobie Guns N’ Roses. Ktoś może powiedzieć, że oba te zespoły grają rocka. Ale przecież jak różnego.

Powiedzmy sobie szczerze. Zabijając duszę klasycznych aut, zabijamy potrzebę ich zakupu. Chciałbym, by w przyszłości producenci aut wzięli pod uwagę tego typu opinię.

Paweł Dziedziul

www.bez-komentarza.blog.pl

REKLAMA