Dzi jest czwartek, 18 kwietnia 2024 roku
Imieniny obchodzi: Alicja, Bogusawa, Apoloniusz, Gocisawa

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul

PRACA    OGŁOSZENIA    

REKLAMA

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul:
DOKTOR DOM

„Everybody lies“. Wszyscy kłamią. To ulubione powiedzenie, mojej ulubionej postaci serialowej, czyli doktora Housa.

Nie, nie mam zamiaru dzisiaj rozpisywać się na temat geniuszu scenarzystów tego serialu. I nie, nie zamierzam pisać o tym jak bardzo w te rolę wpasował się Hugh Laurie. I choć przyznać trzeba, że zarówno scenarzyści i aktorzy wykonali swoje zadanie wyśmienicie, to bezczelnie użyłem ich postaci jako wstępu do mojego felietonu o tym co wkurza mnie w ludziach najbardziej. O hipokryzji.

„Everybody lies”. I proszę mi tu teraz nie mówić, że to nie prawda. Nie ma ludzi świętych, co zresztą zamierzam udowodnić w dalszej części felietonu.

Wszyscy kłamią. Ale co ważne – wszyscy, ale nie zawsze. Jedni potrzebują naprawdę poważnego powodu by skłamać. Inni nie mają takich wymagań i kłamią jak najęci przy każdej możliwej okazji. Nastolatkowie okłamują cały czas rodziców, że mają odrobione lekcje i materiał ze szkoły opanowany na najbliższy miesiąc.

Niektórzy mężowie częściej lub rzadziej okłamują swoje ładniejsze połowy: „…ależ Kochanie, nie mam żadnej kochanki. A ta kobieta która do mnie wydzwania co 15 minut to jakaś wariatka która znalazła mój numer telefonu w książce telefonicznej…” . Bracia okłamują siostry, że wcale nie podglądają ich przyjaciółek w łazience. I że kamera internetowa zamocowana misternie na czubku prysznica to na pewno spisek Smoleński. „Tatusiu…ależ ja naprawdę nie piłam żadnego alkoholu. Musiały mi zaszkodzić chipsy na imprezie…” – bełkocze do ojca piętnastoletnia córka, leżąc w kałuży swoich wymiocin.

Wszyscy to znamy z autopsji. Bo albo byliśmy okłamywani, albo jesteśmy okłamywani. Na pewno w życiu będziemy jeszcze nie raz okłamywani. A może to my kłamiemy? Nie wstydźcie się. Nie ma czego. Gdyby natura ludzka była encyklopedią to kłamstwo byłoby opisane jako mechanizm obronny. Jako coś co pozwala wykręcić się od odpowiedzialności czy też od zwykłego głupiego, palącego policzki i wysuszającego gardło poczucia, że oto jesteśmy idiotami i zrobiliśmy coś niewymownie głupiego.

I to jest w porządku. To jest normalne. Cytując za Gregiem Housem, są dwa rodzaje kłamstw. Pierwsze, „…Białe kłamstwa, to kłamstwa, które mówimy by inni czuli się lepiej.”. Drugie to racjonalizacje. „…Racjonalizacje, to kłamstwa, które mówimy, by samemu poczuć się lepiej.” Ale to też jest kłamstwo. Bo jest jeszcze trzeci rodzaj oszukiwania, taki którym każdy rozsądny człowiek, umiejący posługiwać się pilotem od telewizora, brzydzi się najbardziej. To właśnie hipokryzja jest tym trzecim rodzajem kłamstwa.

Hipokryzja. Zakłamanie. Obłuda. Te słowa jednoczy jeden sposób zachowań. Taki z którym nikt z nas nie chce się spotykać. Określa osobę, która twierdząc, że wspiera twoje stanowisko, jest ci nieprzychylną w każdym calu. Taką która twierdzi, że białe jest białe, a jednocześnie w innym miejscu mówi, że białe jest czarne. Która mówiąc ci jak masz się zachowywać, grozi ci palcem, a sama gdy tylko odwrócisz wzrok na chwilę, zachowuje się dokładnie odwrotnie. Oczywiście, czasem dorosłe osoby mające dzieci, posługują się hipokryzją jako narzędziem wychowawczym. I to jest bardzo nie w porządku. Bo jak mówi powiedzenie – „…przykład idzie z góry…”. Jednakże to, z największym wysiłkiem można przełknąć, bo służy wyższemu celowi. Celowi wychowania dziecka na „ludzi”.

Gorzej gdy takie zakłamanie wkrada się między ludzi już dojrzałych. Takich których przeciwstawny kciuk służy do znacznie większej ilości rzeczy, niż granie na PlayStation. W takiej sytuacji hipokryzja wkurza najbardziej. Mój znajomy, który jest człowiekiem dorosłym (nie powiem jak się nazywa, bo nie umiem się bić), ostatnio wykazał się hipokryzją. Zdenerwowało mnie to szczególnie gdyż to zdarzenie miało miejsce pod przykrywką wiary. Jednego dnia zamieścił na swoim profilu na FB obrazek na którym widniały przeróżne symbole, mniej lub bardziej historyczne dotyczące innych wyznań, opisany zdaniem: „KATOLIKU, STRZEŻ SIĘ TYCH SYMBOLI”. Osobiście nie zgadzałem się z tym „plakatem”, gdyż pewne symbole były po prostu źle opisane. A niektóre zupełnie nie miały sensu w tym kontekście. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że kilka dni później, ten sam znajomy, będący człowiekiem wielkiej katolickiej wiary, zamieścił inny obrazek. Widniało na nim drzewo, porośnięte banknotami, zamiast liśćmi. Opis brzmiał: „Udostępnij to pieniążkowe drzewko a pieniądze przyjdą do ciebie.” W tym momencie przestałem rozumieć cokolwiek. Bo jak to, z jednej strony potępiamy pogańskie, zabobonne symbole, a z drugiej nie mamy nic przeciwko nim?

Podobny problem stanowią komentarze ludzi pod moimi felietonami. Jeżeli ktoś zwraca mi uwagę w sposób krytyczny, na to, że zbyt krytycznie podchodzę do świata i życia to nie można nazwać tego inaczej jak hipokryzją.

Szef w pracy najpierw pokazywał mi jak mam czegoś nie robić, bo jemu się to nie podoba. A potem sam w ten zakazany przez siebie sposób to robił.

To natężenie zachowań pełnych dwulicowości i hipokryzji doprowadza mnie do szału. Bo co innego jest powiedzieć żonie, że kupiłeś 4 bułki, tylko po drodze okradło cię małe stadko aborygenów i dlatego nic nie przyniosłeś, a co innego jest tej samej żonie powiedzieć, że jest wredną zołzą bo zdradza cię na lewo i prawo… podczas gdy sam w drodze po bułki ją zdradzałeś.

Ciągle zastanawiam się, jak z naszego cywilizowanego życia wyrugować tego typu zachowania. I niestety nic nie da ignorowanie tematu, metodą – czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Bo hipokryta tak potraktowany, poczuje się rozgrzeszony i dalej będzie robił swoje. W takim razie może jakieś średniowieczne tortury?? Nie?? A może Ty, Drogi czytelniku masz jakiś pomysł by nauczyć hipokrytę rozumu? Wszelkie sugestie mile widziane…

Paweł Dziedziul

www.bez-komentarza.blog.pl

REKLAMA