Dzi jest pitek, 29 marca 2024 roku
Imieniny obchodzi: Wiktoryn, Wiktoryna, Helmut, Eustachy, Zenon

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul

PRACA    OGŁOSZENIA    

REKLAMA

MOIM ZDANIEM - Paweł Dziedziul:
TRAFIŁA KOSA NA KRYTYKA. NIEKRYTEGO.

Jakiś czas temu, a był to chwalebny rok 2012, przeorywałem w lewo i w prawo sieć internetową po to by odkryć coś ciekawego. Coś odkrywczego. Najlepiej zabawnego. I mimo, że oderwanego od rzeczywistości, to walące w kolana tak, że klękajcie narody. Moja cierpliwość, a także (nie bójmy się do tego przyznać) posiadanie swego konta na Facebooku, została nagrodzona. To co odkryłem, w moim prywatnym świecie i w mej prywatnej skali określiłbym jako objawienie roku 2012. Choć kanał na youtubie na jaki trafiłem działał już od 2009 roku. Whatever.

Kanał na youtubie nazywa się „Niekryty Krytyk”, a pierwszy odcinek jaki obejrzałem, przez zupełny przypadek, nazywał się „Niekryty Krytyk ocenia: Kuchenne Rewolucje”. Sam będąc może nie tyle fanem programu pani Gessler, ile uważnym obserwatorem tego co w jej programach się dzieje, czekałem co pan Niekryty Krytyk ma do powiedzenia w temacie. Wcisnąłem przycisk z magicznym trójkącikiem (czy ja powiedziałem – trójkącikiem?? ) i wystartowałem film który w 6 minut, pokazał mi, że w tym kraju są jeszcze zdolni ludzie, których pasja tworzenia jest silniejsza niż polityka naszego tępego rządu. Oczywiście po pierwszym filmie na jego kanale, spędziłem pół nocy, by obejrzeć całą resztę jego filmów. I (prawie) za każdym razem rżałem jak dziki mustang. Miałem tylko nadzieję że nie pobudzę domowników. Kierownik tego całego zamieszania pan Maciej Frączyk, nie przestawał mnie zaskakiwać z odcinka na odcinek. Chcąc nie chcąc musiałem na FB kliknąć łapkę „like it”. Nie było wyjścia, bo coś do ucha czule mi szeptało: „…just do it…”. Pan Niekryty zaskoczył mnie również, gdy z tych wszystkich treści wyłowiłem, że jest autorem książki. Musiałem ją mieć. Ciekawiło mnie co, człowiek, którego poczucie humoru niekoniecznie trafia do wszystkich (jakoś nie bawi mojej żony), może mieć do przekazania cywilizacji.

Minął czas jakiś i dopiero teraz udało mi się tę książkę nabyć. Nie pytajcie czemu dopiero teraz. W końcu czasem coś wypadnie, że człowiek ma całe miesiące z kalendarza wycięte. Nie żeby jakiś odwyk czy coś…

Pierwsze co uderzyło mnie z liścia w pysk, po zakupie to to, że książka jest okrutnie cienka. Stotrzydzieścikilka stron treści?? To jakiś żarcik?? Taki amerykański joke?? Moje zdziwienie zwaliło mnie z nóg gdy ujrzałem wielkość czcionki. Taką wielkością czcionki pisze się książki dla niedowidzących emerytów goddamnit!! ( z całym szacunkiem dla niedowidzących emerytów). Książka tej objętości, pisana taką czcionką mogła, a raczej musiała zawierać tylko dwa zdania i to nie najdłuższe. Okazało się, że może być jeszcze gorzej. Bo w książce jakiś trzylatek nawrzucał obrazków rodem z przedszkola w jednej z mazowieckich wsi. Do tego kilka kodów do zeskanowania komórką, by móc dotrzeć do jakiegoś źródła w necie. Piana wystąpiła mi na usta, a pot na czoło, bo oto przyszła mi do głowy myśl, że to najgorzej wydane prawie 30 zeta w moim życiu. Gorzej mogło być tylko gdybym za tą sumę zakupił sobie chorobę weneryczną. Wciąż mówiąc do siebie – Paweł, nie poddawaj się – dotarłem do domu. Wciąż chciałem mieć wiarę, że w książce muszą być jednak jakieś treści skoro ktoś odważył się ją wydać. No chyba że był nawiedzonym lunatykiem z obozu politycznego którego pierwsza litera to P (no, no…kombinujcie…).

Drżąc z niecierpliwości, jak nastolatka oczekująca na pierwszy pocałunek, na pierwszej randce, z pierwszym chłopakiem, otworzyłem książkę na wstępie. I nie wiedziałem już, czy to ja cofnąłem się w rozwoju, czy też autor jednak powinien zostać na etapie robienia śmiesznych filmików do Internetu. Bo z tego bełkotu we wstępie nie mogłem wiele zrozumieć. Co martwiło mnie bardziej, to to, że książkę zapewne przeczytają również nastolatkowie, którzy zrozumieją jeszcze mniej. Już miałem odłożyć ja na półkę i olać temat. Ale (i tu jeśli się ktoś zaśmieje to strzelę w pysk) dziennikarskie poczucie solidności kazało mi jednak brnąć dalej. Choćby po to, żeby móc się nad owym dziełem potem powyzłośliwiać.

Niestety, a może i stety, pomysł wyzłośliwiania się spalił na panewce. Otóż brnąc z rozdziału na rozdział okazywało się, że Maciek (mogę tak po imieniu panie Maćku ?), ma coś do przekazania. I że jest tego od cholery dużo. Każdy rozdział, a dodać trzeba, że mimo nikczemnych gabarytów książki i jeszcze bardziej nikczemnej czcionki, zawierał dość sporo treści i rzeczy które każdy nastolatek trzeciej erpe powinien poznać. Rozstrzał tematów jest dość spory, a ich sposób podania stosunkowo lekki i podlany sosem humorystyczno-ironicznym. Mamy tu wszystko, proszę ja was, od edukacji seksualnej w szkołach do piracenia w internecie. Mnie osobiście do gustu najbardziej przypadł rozdział szósty, zatytułowany „Płeć piękna, czyli jak zrozumieć kobiety”. Kto przeczytał tą książkę ten wie dlaczego. Brnąc przez strony, odkrywałem że autor ma dokładnie taki sam sposób postrzegania świata jak ja. Maciek – czy Twój tata nie bywał w latach 70-tych w delegacji w zachodniopomorskim?? Tak czy owak zauważyłem, że to o czym ten człowiek pisze, jest dokładnie tym co ja staram się przekazać swemu dziecku. I to nawet w podobnej formie. No – może ja posługuję się czasem mniej seksualistyczno-kolacznym humorem. Nie to żebym widział coś w tym złego. Setnie się ubawiłem czytając tak sformułowane, wypchane niedorzecznymi porównaniami teksty. Czytając, czasem żałowałem tego, że sam mając lat 16, nikt nie umiał powiedzieć mi tego o czym głośno krzyczy Niekryty Krytyk. Pewnie miałbym bardziej poukładany świat. I pewnie będąc w wieku w jakim jestem nie szukałbym nadal „siebie”, bo dawno już wiedziałbym co chcę robić i dlaczego. I miałbym z tego radochę.

Polubiłem tę książkę. Polubiłem ją bardzo. Bo nawet strony tytułowe do każdego rozdziału miały jakąś perełkę w treści. Obywatelu Frączyk – pozwólcie no, że zacytuję: „Czasem coś mądrego może powiedzieć ktoś na tyle głupi, żeby się pod tym zapomnieć podpisać”. Nie zdarzyło wam się coś takiego nigdy? Bo mnie już kilka razy. Obym nie zapomniał podpisać się pod tym felietonem…

Czy polecę tę książkę?? Oczywiście. Każdemu kto ma odrobinę rozumu, poczucia humoru oraz dystansu do siebie i otaczającego go świata. Osobiście uważam, że nie ma nic lepszego w literaturze, niż przekaz który formą nie doprowadza do śmierci klinicznej, powodowanej nudnymi opisami (vide cykl „Zmierzch” autorstwa frau Meyer ). In fact, książka Niekrytego Krytyka spodobała mi się tak bardzo, że zastanawiam się czy przypadkiem nie wykupić całego nakładu.

Maciek, kiedy będzie druga część?

www.tractioncontrol.blog.pl

REKLAMA