Dzi jest pitek, 26 kwietnia 2024 roku
Imieniny obchodzi: Marzena, Klaudiusz, Maria, Marcelina, Ryszard

MOIM ZDANIEM - Ryszard Brzeziński

PRACA    OGŁOSZENIA    

REKLAMA

MOIM ZDANIEM - Ryszard Brzeziński:
Wena, wena, wena

W ostatnim czasie dopadł mnie niesamowity brak weny. Na cokolwiek. A to do wymyślenia sobie utworku do grania, a to do pójścia na siłownię, a to do napisania czegoś sensownego. A obiecywałem sobie, że pisać będę dużo.

Gorsza sprawa, jeśli ktoś ma podobny problem co ja a mimo wszystko tworzy. A właściwie to nazywa to twórczością, choć prawda bywa często odmienna. I słucham sobie tego radia, przełączam kanały i czekam. Najpierw nie zwracam uwagi, potem zaczynam się krzywić. Na samym końcu lecą z mojej strony wulgaryzmy i rozpaczliwie szukam kolejnej stacji. I tak cały czas,proces powtarza się od nowa niemalże. Pomijam stacje, na których coś się dzieje. Ale zazwyczaj dzieje się tam tyle, że jeden z drugim albo chrzanią coś o podatkach albo dyskutują o współczesnej sztuce, gdzie trzy kreski na płótnie zaakcentowane strzałem niczym z katapulty farbą naładowaną na łyżkę w jakieś losowe miejsce na rzeczonym wyżej przedmiocie stanowią arcydzieło. Swoją drogą ponownie wraca jak bumerang temat braku weny. A chodzi mi o to, że jak słyszę po raz n-ty te same wesołe, przyjemne, wpadające w ucho dźwięki, akordy i harmonie to jasny szlag mnie trafia. Muzyka kiedyś przynajmniej nie była kartoflami wystawionymi na straganie. Bach czy Mozart nie stali na targu drąc gęby jak przekupy, nie próbowali sprzedać nachalnie swoich produktów byle komu. Fakt, zamówienia miewali, ale przypomnijmy sobie od kogo…

Prawda jest taka, że ludzi łatwo zadowolić. Każdy o sobie myśli jak o wyrafinowanym słuchaczu, który rozumie prawdziwą muzykę, którą to z ochotą i radością serwują nam komercyjne rozgłośnie. A gówno prawda! Są gusta i guściki, ale swoje rozumy chyba jeszcze mamy. Bo ile można słuchać utworu o tym, że jakaś dziewucha kogoś poznała i chce od razu jego numer, że niby takie to "krejzi". Pół biedy, że lirycznie motyw z telefonami i szalonymi wybrykami gdzieś się już przewinął. I że hity z tymi tematami były dużo bardziej wartościowe. Ale drugie pół biedy to jest to, co wcześniej mówiłem. Na serio, ostatnio ze znajomymi doszliśmy do wniosku, że w tych wszystkich popowych, SEZONOWYCH kawałkach pojawiają się dosłownie te same melodie. Chamstwo w biały dzień. Jednak właśnie dlatego, że te pioseneczki swój żywot kończą razem z końcem lata, twórcy (chyba w tym wypadku jednak za duże słowo) bezczelnie katują nas co roku tymi samymi dźwiękami tylko pod innymi nazwiskami i innymi tytułami, choć wszystko i tak oscyluje wokół utopijnych miłości czy topieniu się w alkoholu i własnych wymiotach.

Potwierdzam po raz kolejny, hejter ze mnie przeogromny. Oczywiście nie taki typowy, powiedziałbym powszechny. Pozwolę sobie na parafrazę Macieja Maleńczuka, który w jakiejś stacji telewizyjnej (a może to było na jakiejś stronie?) został przez kogoś nazwany w mailu menelem. Zgodził się z tym dodając, że jest to ekskluzywne menelstwo. Ja w takim razie mam prawo uważać siebie za ekskluzywnego hejtera, bo przynajmniej nie ukrywam się pod nic nie mówiącym loginem oraz sprzedaję swój opierdziel zbiorowo i udaje mi się nawet zachować odrobinę klasy i stylu. A co, stać mnie na to. O, no i zobaczcie Państwo, jednak coś napisałem…

REKLAMA